poniedziałek, 8 stycznia 2018

       Oto my. Para niezmieszana, wedle wielu osób które nas znają niewiele mamy wspólnego z tzw. przeciętnym posiadaczem psa i jego pupilem. 
Tajga - przedstawiciel rasy Siberian Husky. Moim zdaniem to nie pies, bo husky to nie pies, to charakter, dzikość, pęd za przygodą i ogromna, nieodparta wręcz potrzeba przemieszczania się. Dlatego nazwałem ją córką Purgi - syberyjskiego wiatru, który pędzi przez mroźne, dziewicze tereny Syberii smagając zimnem i śniegiem całą okolicę. Tajga to dziewczyna o anielskim sercu, kocha każdego, dla każdego jej pyszczek jest gotowy do całowania. No i ja - Maciek, znany w pewnych kręgach jako Jarzyna ze Szczecina - kto biega ten wie ;) Kiedyś byłem normalny - teraz mam husky. To wyklucza bycie normalnym, poukładanym i zorganizowanym. Tajga dezorganizuje życie bardziej niż mój syn. Potrafi wsadzić nos wszędzie, obudzić się i zażądać zabawy w najmniej do tego odpowiedniej chwili. Jako totalnie zielony w kwestii wychowywania psów, przepraszam - wilków, człowiek nie było łatwo okiełznać jakże dynamiczny i dziki charakter lisicy. Po dwóch latach wspólnego mieszkania poznaliśmy się, trochę się o sobie dowiedzieliśmy i zawarliśmy coś, co można nazwać paktem o współpracy na niezbędnym minimum. Tajga w ramach tego paktu zaprzestała sikania i robienia kupy w domu, zjadania reklamówek, dziecięcych zabawek, pampersów, śmieci, wszystkiego co nieopatrznie zostało na wierzchu itp. Odmówiła za to zaprzestania ciągnięcia na smyczy, skakania na psy i ludzi w celach imprezowych oraz nękania kota Zołzy. Ja ze swojej strony obiecałem jej że póki pakt będzie trwał, nie przerobię jej na kurczaka w pięciu smakach, co jej wielokrotnie obiecywałem, będę ją karmił i nie pozwolę by zjadł ją jakiś pies, którego uzna wbrew jego woli, za doskonałego kompana do gryzienia się po uszach ;) 
Tak więc żyjemy na jednej powierzchni, czasem się tuląc a czasem kłócąc, czyli jak przysłowiowe stare dobre małżeństwo. Tyle tytułem wstępu, a teraz do rzeczy...
.
.
.
Tajga to pies jakich w naszym kraju coraz więcej. Pies porzucony. W jakich okolicznościach nie jest do końca wiadome, ale to ma najmniejsze znaczenie. Do mnie trafiła mając siedem miesięcy i będąc już pod koniec terapii po parwowirozie z którą została znaleziona w lesie, w stanie skrajnego wycieńczenia. Po rajdzie przez Polskę w poszukiwaniu leku, który uratuje jej życie wylądowała w Szczecinie, w domu gdzie psy mają swój raj i ostoję. Mieszka tam człowiek o złotym sercu, który poświęca czas, siebie i mienie prywatne by przechowywać takie nieszczęsne znajdy i nigdy się nie skarży, a największą satysfakcję ma gdy jej podopieczny/na znajduje nowy, kochający dom. Ula - szacunek dla Ciebie. 
Kiedy Tajga już doszła do siebie i można było pozwolić jej trochę poszaleć Ula zabrała ją na spotkanie grupy biegowych maniaków. Tam się spotkaliśmy. Taki był nasz początek. Tajga - siedmiomiesięczna, uratowana przed śmiercią lisica, której nikt nawet nie nauczył co to znaczy zachowanie czystości, z ogromnym lękiem separacyjnym i ja - czterdziestoletni facet pół życia mieszkający jedynie z kotami, spodziewający się potomka. Każdy doświadczony psiarz który zna rasę powiedziałby że to się nie może udać. Mieliśmy jednak jedną wspólną cechę, która spowodowała że potrafimy ze sobą żyć - oboje czerpiemy niesamowitą przyjemność z biegania. Oboje stając na ścieżce i ruszając do biegu mamy na pyskach i w oczach wymalowaną radość...

Blog powstał by opowiedzieć Wam jak wygląda życie w takim "zestawie". Postaram się wrzucić trochę historii z naszych dwóch lat wspólnego życia, będzie i o tym co dzieje się aktualnie. 

1 komentarz: